Wpisz i kliknij enter

FKA Twigs – Magdalene

Jedno płuco.

A woman’s work / A woman’s prerogative / A woman’s time to embrace / She must put herself first”. Powyższa deklaracja rozpoczynająca utwór „Mary Magdalene” stanowi centralny punkt albumu „Magdalene” autorstwa FKA twigs. Tropy biblijne są czytelne. Natomiast wokalistka postanowiła wpisać je we współczesny kontekst podkreślając silnie feministyczną postawę. Zresztą cały album ma taki charakter, który jednak nie jest tym co powinno być na pierwszym planie, kiedy chodzi o opisywanie albo słuchanie. Najważniejszą warstwą jest krucha emocjonalność oraz minimalizm. „Magdalene” spełnia życzenie tych, którzy oczekiwali współpracy na linii alternatywa – mainstream.

Tahliah Barnett popowego charakteru swoich piosenek nie ma zamiaru ukrywać. I dobrze. Po skupieniu na sobie uwagi poszukującej widowni debiutem „LP1” oraz wcześniejszą „EP2” przeszła metamorfozę. Poprzedni album od najnowszego dzieli pięć lat. W tym czasie artystka przeżyła rozstanie z narzeczonym i operację medyczną. Oba wydarzenia odcisnęły na niej ślad, który w ciągu ostatnich trzech lat przekuła na dzieło muzyczne. Pomagali jej między innymi Nicolas Jaar i Daniel Lopatin. Jednak zarówno pod kątem artystycznego kierunku oraz kształtu utworów ostateczny głos należał do niej. I to słychać, ponieważ „Magdalene” jest w pełni autorską wypowiedzią.

Krucha emocjonalność, o której wspominałem, przejawia się szczególnie w sposobie śpiewu. Mój ulubiony fragment – „Home with you” – wprost odnosi się do twórczości Kate Bush. Obie Panie są fenomenalne, jeśli idzie o możliwości wokalne. W kluczowym momencie utworu zostajemy sami z głosem artystki, a zamknięcie wypada jednocześnie przebogato i intymnie. W przypadku tej płyty, sprzeczność między tymi dwoma określeniami nie zachodzi. Za przykład niech posłuży równie ważny utwór „Sad Day”. Źródła podają, że poza samą twórczynią, nad utworem pracowało sześciu producentów, a efekt jest szalenie oszczędny i wyśmienity.

Płytę zaczyna pożegnanie. „Thousand Eyes” znakomicie wprowadza w nastrój płyty. Mówi o stracie przy jednoczesnym zetknięciu ze sobą obszaru delikatności (fortepian) ze światem niskiego basu (elektronika). Wszystko dzieje się przy udziale pięknych melodii, których na albumie nie brakuje. Pisałem niedawno o słuchaniu się dobrych rad i zatrudnianiu raperów, więc występ Future`a w „Holy Terrain” traktuję jako pomyłkę, ale sam utwór jest wielce w porządku. FKA twigs korzysta mądrze z dziedzictwa Davida Bowiego w „Fallen Ailen”, ale wprowadza w nim swoje zmiany. Zarówno prosty „Mirrored Heart” oraz traktujący o depresji i mocno syntezatorowy „Daybed” wprowadzają nas do zjawiskowego finału, jak również przypominają, że ten album to spójna historia.

Precyzyjnie skonstruowana, warto jeszcze dodać. Finał poznaliśmy na początku, gdyż „Cellophane” był pierwszym singlem. Bezbłędnie zaśpiewany, dewastuje emocjonalnie. Nie używa przy tym ciężkiego sprzętu. Nie mogę wyjść z podziwu dla jej wokalu, który w niektórych miejscach brzmi jakby jedno płuco wyrażało tęsknotę po stracie. FKA twigs osiągnęła ten sam poziom oddziaływania na mnie głosem, jaki ma Thom Yorke. Zdrapuje ze mnie powłokę utkaną z cynizmu oraz dystansu i dociera do samego wnętrza. Przykleja się od środka.

Young Turks | 2019
FB
Spotify
FB Young Turks







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy