Wpisz i kliknij enter

Bad Stream – Sonic Healing

Uzdrawiające medium.

Mieszkającego w Berlinie multiinstrumentalistę i założyciela wytwórni Antime Martina Steera, znamy najlepiej z solowego przedsięwzięcia Bad Stream, choć nie jest to już samodzielny byt. Steer debiutował w 2018 roku płytą zatytułowaną po prostu Bad Stream. Wówczas jego pomysły wychodziły od rockowej estetyki i mieszały się z wpływami mocnego techno, IDMu i breakbeatu. Rok później zaprezentował audiowizualny projekt pt. Homo Suizidalis Vol.1 (Metamodern Cybertime Holes).

fot. Philip Rudel

Na początku września tego roku Martin opublikował nowy album pt. Sonic Healing, któremu towarzyszy przejmująca opowieść związana z jego mamą, zaś od strony muzycznej zaczęło się od jednej pętli gitarowej. Ale po kolei. Był to piątek i trzynasty dzień miesiąca. W samym środku globalnego zamieszania związanego z wybuchem pandemii, wydarzyła się bardzo trudna sytuacja – mama Martina doznała udaru mózgu. Na skutek czego utraciła zdolność mówy i mogła komunikować się jedynie za pomocą ekranu telefonu czy komputera. Na domiar złego, był to czas zaostrzonego reżimu sanitarnego, co skutkowało co najmniej podwojoną izolacją.

To właśnie wtedy muzyka wspomogła ich wspólną komunikację, wypełniając przestrzenie, w których brakowało wypowiedzianych słów. – Próbowałem moje współczucie w stosunku do mamy przełożyć na dźwięk, połączyć się w bólu i nadziei, aby stworzyć odpowiednie medium dla tych emocji, o czym do niedawna mogłem tylko spekulować – opowiada Steer.

Tak jak wcześniej wspomniałem, Bad Stream rozrósł się do pokaźnych rozmiarów. Obok Martina pojawiło się jeszcze dwunastu innych muzyków związanych z labelem Antime, prezentujących imponującą rozpiętość stylistyczną. Słyszymy saksofony, kontrabas, perkusję, skrzypce, fagot i kultowy syntezator perkusyjny Roland TR-606, który wykorzystał Hainbach. Ten artysta wystąpił 5 września w Białymstoku podczas festiwalu Up To Date w ramach Centralnego Salonu Ambientu.

Wracając do idei Sonic Healing, punktem wyjścia była stworzona i przetwarzana przez Martina w czasie rzeczywistym pojedyncza pętla gitarowa, którą później wysłał do swoich muzycznych przyjaciół, a oni nie czekając zbyt długo – dołożyli od siebie wielowarstwowe improwizacje. Kolejnym krokiem było ubranie tego wszystkiego w jakąś spójną wypowiedź, czym zajął się już Steer.

Nie zapominając o dramatycznej sytuacji mamy Martina, należy wspomnieć, że dźwięk nabrał dla nich obojga terapeutycznego wymiaru zarówno w sensie bardzo dosłownym, jak i metaforycznym. – Improwizacje na instrumentach akustycznych miały właśnie dotykać wspomnianego aspektu w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu – miały żyć, oddychać, wchodzić pod skórę, szeptać i krzyczeć – wyjaśnia Steer, po czym dodaje: Bycie świadkiem powstawania albumu było niesamowicie inspirujące. To było jak obserwowanie restrukturyzacji organizmu – naturalnego algorytmu dźwięków, różnych głosów mówiących nowym i wspólnym językiem, umożliwiających wprowadzenie zmian.

Złożoność stylistyczną Sonic Healing znakomicie oddaje również sama okładka płyty, zaprojektowana przez irańskiego artystę wizualnego Arasha Akbariego. Jego abstrakcyjne animacje zobrazowały także utwór V. Martin podzielił album na pięć części, unikając cięć i wyciszania, gdzie jedna kompozycja przechodzi w drugą, itd.

Minimalistyczno-ambientowy utwór I powinien przyciągnąć uwagę zarówno miłośników Wacława Zimpla i Jamesa Holdena – oraz ich wspólnych dokonań – jak i wielu projektów z norweskiej oficyny Hubro. II budzi delikatne skojarzenia z Music for 18 Musicians Steve’a Reicha, ale z gościnnym udziałem Zimpla. Saksofon Uliego Kempendorffa w tym fragmencie – i nie tylko – ma coś z frazowania Wacława. Piętrzące się repetycje instrumentów w III – momentami skręcające w free jazzową improwizację – są wyśmienicie skontrapunktowane basową i abstrakcyjną elektroniką, a z drugiej strony kłania się kultura remiksu (m.in. wplecione w to skrawki śpiewu operowego) oraz zabawa tempami. Warto podkręcić potencjometr z głośnością bądź założyć słuchawki, żeby pełniej odkryć ten gąszcz interesujących detali.

Ale na tym nie koniec. Płytę wieńczą kompozycje z numerami IV i V. W tej pierwszej pierwiastki muzyki współczesnej / kameralistyki, przechodzą swobodnie w ambientowy drenaż emocji, wspomagany krystalicznym cięciem saksofonu Kempendorffa i głębią kontrabasu Olivera Lutza. Free jazzowy saksofon powraca w zamakającym całość V, na którym zagrał świetne solo Kai Mader, a jego dzika artykulacja może przypominać tą norweskiego saksofonisty Kjetila Møstera. Pojawiły się też dodatkowe rzeczy w wersji cyfrowej, m.in. bardzo dobry remiks Sonic Healing (Fontarrian´s Clipped Feelings Remix) osadzony w stylu Burnta Friedmana.

Sonic Healing nie odkrywa przed nami jakichś wizjonerski form dźwiękowych, co nie znaczy, że materiał nie może pretendować do listy najciekawszy płyt tego roku. Na mojej na pewno się znajdzie. Martin Steer pokazał, że sztuka – muzyka, może stać się przysłowiowym punktem zapalanym, uruchamiającym ciąg procesów zmieniających oblicze więzi społecznych.

Antime | wrzesień 2020

 

Strona Bad Stream »
Profil na Facebooku »
Strona Antime »
Profil na Facebooku »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
tosca
tosca
3 lat temu

Ostatni akapit: „jakichś wizjonerskich”?

Polecamy