Wpisz i kliknij enter

Podsumowanie roku 2021 – Ania Pietrzak

Dziewięć ulubionych płyt z 2021 roku.

„Dla Izraelitów 9 było symbolem przeczucia, odrodzenia, duchowości i podróży. W mitologii greckiej uchodziła za liczbę rytualną – dziewięć dni trwały misteria eleuzyńskie na cześć bogini ziemi – Demeter; u Homera w orszaku Apollina występowało dziewięć muz. Hezjod utrzymywał, że aby dostać się do nieba, trzeba wędrować dziewięć dni i dziewięć nocy. Za najdoskonalszy wiek, jaki mógł osiągnąć człowiek uważano 81 lat – iloczyn dwóch dziewiątek. W chrześcijaństwie dziewięć dni trwa nowenna. Dziewięć jest chórów anielskich, a grzesznicy wchodzą do piekła przez dziewięć bram: trzy spiżowe, trzy kamienne i trzy żelazne. W islamie dziewięć otworów jakie ma ciało ludzkie jest uważane za symbol kontaktu człowieka ze światem zewnętrznym, muzułmański sznur modlitewny subha ma 99 paciorków, a Allah występuje w Koranie pod 99 imionami. W kulturze Japonii dziewiątka jest liczbą przynoszącą szczęście i długie życie. (…) Dziewięć to także liczba ukończonych symfonii skomponowanych przez Ludwiga van Beethovena i Antonína Dvořáka, a szczytowe osiągnięcia kompozytorów w tym zakresie to odpowiednio IX symfonia d-moll op. 125 i IX symfonia e-moll „Z Nowego Świata”. [źródło]

Tradycyjne już uzasadnienie wyboru dziewięciu tytułów, które szczególnie spodobały mi się w 2021 r. i które na stałe zajęły miejsce w mojej winylowej kolekcji. Są to – kolejność przypadkowa, bez konkretnego pierwszego miejsca:

Dr. Atmo & Mick Chillage – Ruhleben

wytwórnia: A Strangely Isolated Place

Jeśli chodzi o wydawnictwa ambientowe, to najpiękniejszą dla mnie okazała się wspólna płyta Dr. Atmo i Micka Chillage’a, których drogi połączyły się jeszcze za czasów działalności (i świetności) kultowej wytwórni FAX Records. To hasło klucz jest najlepszą rekomendacją tego, co znajdziecie na płycie zatytułowanej „Ruhleben”, która w czerwcu 2021 r. została wydana przez amerykański label A Strangely Isolated Place. Wybitny album dla wyjątkowych wrażliwców.

Island People – II

wytwórnia: Raster

Piękny ambient, choć nieco bardziej eksperymentalny, dronowy i silnie osadzony w estetyce postrockowej, znajdziemy również na drugim studyjnym albumie szkockiej formacji Island People, tworzonej przez muzyków Conora Daltona, Davida Donaldsona, Graeme’a Reedie’go i Iana Maclennana. Ostatecznie ta płyta przekonała mnie do uzupełnienia kolekcji zarówno o rzeczoną część II jak i część I, która ukazała się w 2017 r. Wyborny dwupak dla fanów melancholijnego ambientu. Szersza recenzja na temat albumu, autorstwa Pawła Gzyla znajduje się pod tym linkiem.

MLO – Oumuamua

wytwórnia: Music From Memory

W 2021 r. wytwórnia Music From Memory, w ramach kontynuacji serii dedykowanej pionierskiej elektronice z lat 90., o której wspominałam w moim ubiegłorocznym zestawieniu przy okazji składanki Virtual Dreams, wypuściła album obejmujący selekcję duetu MLO tworzonego przez Petera Smitha i Jona Tye. Album nosi tytuł „Oumuamua” i wypełniony jest przyjemnym ambientem opartym o błogie pady, brzmienia acid, lekkie breaki czy (nawet) instrumentalny minimalizm, co stanowi najlepszą rekomendację, aby po niego sięgnąć i pocieszyć się tą lekkością bytu – znośną i jakże bardzo potrzebną!

rEAGENZ – rEAGENZ (2021 remasters)

wytwórnia: Mental Groove Records / Musique Pour La Danse

Od kilku lat bardziej intrygują mnie reedycje, aniżeli bieżące wydawnictwa, które finalnie najczęściej okazują się jednostajne i mało odkrywcze. Ciekawość starych nagrań odzwierciedla w tym zestawieniu nie tylko płyta MLO, ale także dwie kolejne. Pierwsza to reedycja albumu „rEAGENZ” z 1994 r., nagranego przez duet o tej samej nazwie, tworzony przez Jonaha Sharpa (aka Spacetime Continuum) & Davida Moufanga (aka Move D). Wznowieniem płyty zajęła się wytwórnia Mental Groove Records / Musique Pour La Danse, która przygotowała dla fanów elektroniki lat 90. dwie wersje albumu – na czarnych winylach 140g oraz zielonych, 180gramowych „neonówkach”. Bajer, wiadomo, ale tak „bajerancka” muzyka zasługuje na limitowane wydanie. Dajcie się porwać do dzikiego, mocno groove’ującego świata rEAGENZ, w którym królują techno, house, idm i ambient. Połączenie idealne!

Neutron 9000-Lady Burning Sky

wytwórnia: Turbo Recordings

Kolejny „back to the past” szczególnie warty odnotowania to album „Lady Burning Sky”, nagrany pierwotnie w 1994 r. w londyńskim Orinoco Studios przez Dominicka Woosey’a aka Neutron 9000. Reedycją albumu „Lady Burning Sky”, która ukazała się w maju 2021 r., zajął się z kolei Tiga, prowadzący w Montrealu w Kanadzie swoją wytwórnię Turbo Recordings. Stoi za tym ponoć osobista historia Tigi, który poznał Woosey’a w Berlinie podczas swojej pierwszej podróży do Europy, przypominającej – jak twierdzi – „podróż za jeden uśmiech”. Szczegóły tego spotkania Tiga opisał w mini wywiadzie, jaki został opublikowany na stronie tego wydawnictwa na Bandcamp (link poniżej). Tiga stwierdza w nim, że „Lady Burning Sky” była i jest dla niego albumem kultowym, który miał wielki wpływ na jego wrażliwość muzyczną oraz postrzeganie muzyki w ogóle, jak i młodzieńczą radość i wspomnienie tamtych czasów, dlatego czuł olbrzymią potrzebę wydać ponownie płytę, jako coś wyjątkowego zarówno w historii ambientu i trance’u, który ówcześnie cieszył się istotną popularnością, a od dłuższego już czasu wraca do „łask” klubowej publiczności (sprawdźcie chociażby składankę Planet Love Vol. 1 – Early Transmissions 1991​-​95). Jak mówi Tiga: „Real art is a celebration of the impossible.” I rzeczywiście na „Lady Burning Sky” słychać to w każdym z sześciu utworów wypełniających odpowiednio wszystkie strony trzech 140gramowych winyli (notabene szata graficzna tej reedycji również wprawia w zachwyt). Zgrabne wymieszanie stylistyk ambientu, trance’u i idm, jakie tutaj znajdujemy, nie jest sprawą łatwą, a zrobić to jeszcze z takim wyczuciem jak Neutron 9000, to już naprawdę prawdziwa sztuka. Szczególne polecenie, tym bardziej, że płyta wciąż jeszcze jest dostępna w sprzedaży – m.in. np. na Bandcamp pod poniższym linkiem.

Luigi Tozzi – Deep Blue: Volume 3

Kolejna część w muzycznej serii Deep Blue, rozwijanej od kilku lat przez włoskiego producenta Luigiego Tozzi’ego, to kolejny wybitny stempel w historii ambient-techno oraz deep-techno i kolejny sukces szwedzkiej wytwórni Hypnus Records, której renoma i baza oddanych fanów rośnie z roku na rok. W pełni zasłużenie, bo tak atmosferycznego techno, silnie zakorzenionego w naturalnych brzmieniach tribal, nie serwuje chyba nikt na świecie (sprawdźcie też koniecznie zeszłoroczny album „Bloodwood Moon” nagrany przez Alexandra Berga (Dorisburg) and Sebastiana Mullaerta (Wa Wu We), tworzących wspólnie jako Jorum). Album Tozzi’ego ukazał się i trafił do mnie w grudniu 2021 r., robiąc mi niesamowicie klubową końcówkę roku i to bez wychodzenia z domu. Cudowna płyta i pozycja obowiązkowa dla fanów głębokiego, melodyjnego techno.

Martinou – Rift

wytwórnia: Nous’klaer Audio

Moje osobiste potrzeby obcowania z techno, choć wciąż duże na gruncie odsłuchów na żywo na festiwalach czy w klubach, w zakresie nabytków do domowej kolekcji istotnie wypełnił też album „Rift” autorstwa szwedzkiego producenta Martinou, jednego z założycieli labelu sewer sender. „Rift” ukazała się w listopadzie 2021 r. nakładem holenderskiej oficyny Nous’klaer Audio i (niestety) wyprzedała się na przysłowiowym pniu. Temu akurat dziwić się nie można – jest to naprawdę wysmakowane, eleganckie techno 4×4 w połączeniu z housem czy ambientem, nawiązujące do brzmień deep, a nawet idm. Całości słucha się jak świetnego klubowego seta, będącego wyborną odskocznią od coraz szybszej techno-tłuczonki, która faktycznie staje się jedynie coraz bardziej męczącym tłem dla konsumpcji chemikaliów. Jeśli Was też to nudzi czy męczy, to „Rift” jest właśnie dla Was. Dwanaście utworów, które trafiły na płytę, jest najlepszym ubiegłorocznym dowodem na to, że świetne, ciekawe, rytmiczne a przy tym melodyjne techno wciąż powstaje i wciąż ma wiele do zaoferowania, nawet najbardziej wymagającym słuchaczom. Wreszcie, łączenie techno i house’u czy nawet ambientowych padów, jest jak najbardziej wskazane. Bo jeśli techno ma być dalej postrzegane jako muzyka wolności i nadziei, to właśnie w takim brzmieniu, jakie przygotował dla nas Martinou. Świetny, energetyczny i oryginalny album, a przy tym wpisujący się ideę łączenia stylistyk i dodawania rozdziałów do historii elektroniki, w czym mistrzem jest mój największy idol Prince of Denmark / Traumprinz / DJ Healer / Metatron. Niech to będzie najlepsza rekomendacja dla „Rift” i Martinou, na którego kolejne wydawnictwa warto mieć szczególną uwagę.

Son of Chi & Radboud Mens – The Transition Recordings

wytwórnia: Astral Industries

Zgodnie z małą już tradycją, która wykształciła się u mnie bardzo naturalnie, w rocznym zestawieniu nie mogło zabraknąć tytułu z katalogu londyńskiej Astral Industries, która jest moim ulubionym stricte ambientowym labelem i o której staram się pisać na łamach Nowej dość regularnie. W tym roku wybór padł na album „The Transition Recordings” autorstwa Son of Chi & Radboud Mens. A że pisałam o nim szerzej w mojej recenzji z października ubiegłego roku, to by uniknąć powtórek zapraszam do lektury całości pod ten link. Wszystko co ówcześnie napisałam pozostaje aktualne, a album wciąż ma moc kojącą i wyciszającą, nawet dla najbardziej rozedrganych dusz.

Rainforest Spiritual Enslavement – Flying Fish Ambience

wytwórnia: Hospital Productions

Moje zestawienie The Best of 2021 zamyka album „Flying Fish Ambience” nagrany przez Dominicka Fernowa aka Prurient i Philippe Hallaisa aka Low Jack. Czy to kontynuacja „Ambient Black Magic” z 2017 r.? Być może, choć nie wiem czy szukanie takiego łącznika ma konieczny sens. Oczywiście płyty wiele łączy, co wprost wynika z autora w postaci Fernowa, ale każda z płyt prezentuje swoje własne ambientowe brzmienie, pełne niuansów, dyskretnych efektów, czasem kojących, a czasem pobudzających. Wspólną osią pozostają tribale i nagrania field recordingu, co nadaje im organicznego charakteru. Z drugiej strony na żadnej z tych płyt nie ma powtórzeń czy dłużyzn, co sprawia, że odsłuch każdej z nich jest odrębnym i niezwykle ciekawym przeżyciem. Zeszłoroczna „Flying Fish Ambience” ujęła mnie na swój własny sposób, wracam do niej regularnie, za każdym razem doceniając jak wybitny jest to materiał i jak wielką przyjemnością jest móc z nią obcować. Zanurzcie się więc w świecie Rainforest Spiritual Enslavement, oddajcie się mu w pełni, a poczujecie całkowite oderwanie od tu i teraz. Tip, tip, tip!

***







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy