Wpisz i kliknij enter

Lucrecia Dalt – ¡Ay!

Okładanie jaśkami.

Pytany jakiś czas temu czy widziałbym Lucrecię Dalt w repertuarze składającym się z piosenek, które zaczerpnięte zostały z pamięci o jej dorastaniu w Kolumbii, a wykonanie ich przynosiłoby na myśl pozornie niedbałe formy stosowane przez Toma Waitsa w okresie od 1983 do 1987 roku, odpowiedziałbym, że nie ma szans. Dowiodłoby to, że mam ograniczony horyzont wyobraźni, a osiadła w Berlinie artystka jest dużo ciekawszą twórczynią niż taką, którą można ometkować jako awangardową. Tymczasem rzeczywistość zaskoczyła czego efektem album „¡Ay!”.

Już pierwszy z listy „No tiempo” kusi partią klarnetu i roztaczając bajkowy czar daje do zrozumienia, że muzyka elektroniczna nie jest tu podmiotem, a jedynie ozdobnikiem. I to nie najbardziej znaczącym. Liczą się – poza klarnetem – perkusja, trąbka, bas no i wokal. Dużo wokalu w języku hiszpańskim. A jako, że jestem szalikowcem filmów Pedro Almodóvara, to język hiszpański uwielbiam, choć go nie rozumiem. Jest to więc miłość ślepa i każde mocniejsze „R” budzi taki dreszcz emocji, że studzenie ich wymagałoby wizyty w jeziorze. Więc jak Lucrecia Dalt śpiewa na „¡Ay!”, to ja czuję jakby mnie okładano jaśkami.

Doskonałym pomysłem było zwolnienie tempa. Wszystko toczy się niespiesznie, a zniekształcane dźwięki wspaniale odrealniają piosenki. „La desmesura” jest sztandarowym przykładem. Melodię przeszywają przelatujące dźwięki, a warstwa liryczna zajmuje ok. 30% całej powierzchni piosenki. Jeśli już pojawia się eksperymentalna forma („Dicen”), to jest raczej mikra i służy uwypukleniu wokalu. A jako przeciwwaga występują utwory o raczej klasycznej formie („Bochinche”). Uwielbiam „Atemporal”, który ma znakomitą perkusję, słusznie wykoślawioną, ale ma też intymność, barowy klimat i urok dekadenckiej poezji.

Najwięcej napięcia towarzyszy nam w przedostatnim utworze „Enviada”. W nim chyba najbardziej rezonują echa poprzednich dokonań autorki „No era sólida”. Ale to tylko cztery minuty, gdyż na koniec zjawia się „Epilogo” i zabiera nas w podróż bez celu w lekko pijanym, ale przy tym błyszczącym tańcu. Krótka to płyta. Szybko mija, a ma w sobie mnóstwo punktów zaczepiania. Wymienię jeszcze kawałek „Contenida” z uwagi na szepcący wokal. I tak, płyta „¡Ay!” wpada bez zapowiedzi natychmiast ogniskując na sobie uwagę. Uwodzi, odrywa od rzeczywistości, daje moment autentycznego szczęścia, pokazuje świat od najciekawszej strony, a potem idzie dalej niczym wesoła trupa towarzysząca Tomowi Waitsowi w klipie do „In The Neighborhood”.

RVNG Intl. | 2022
Bandcamp
FB
FB RVNG







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy