Wpisz i kliknij enter

Gruenrekorder: Angélica Castelló i Melissa Pons & Nils Mosh

Odwiedzam katalog niemieckiej wytwórni Gruenrekorder i odkrywam nowe wydawnictwa Angéliki Castelló oraz duetu Melissa Pons & Nils Mosh.

Gruenrekorder

Angélica Castelló – „Catorce reflexiones sobre el fin” (Gruenrekorder | lipiec 2023)

Sięgając po nowy album meksykańskiej kompozytorki, artystki dźwiękowej i kuratorki Angéliki Castelló uświadomiłem sobie, że pisałem o jej twórczości równo dziesięć lat temu przy okazji kasety „Silvertone E Il Sentimento Oceanico” wydanej w nieistniejącej już polskiej wytwórni MonotypeRec. Castelló ma na koncie różnego rodzaju współprace. Lista artystów jest naprawdę potężna, wśród nich m.in. Burkhard Stangl, Maja Osojnik, John Butcher, Dafne Vicente Sandoval, Wolfgang Mitterer, Martin Siewert, Kazu Uchihashim, Bonnie Jones, Jérôme Noetinger, Mario de Vega, Steve Bates.

Najnowsza i niedawno wydana na winylu płyta Castelló „Catorce reflexiones sobre el fin” („Czternaście refleksji na temat końca”) jest zapisem instalacji dźwiękowej zaprezentowanej w Museo de Arte Contemporáneo de Oaxaca w Meksyku w 2019 roku. Czternaście fragmentów, których można słuchać całościowo ciągiem, jak i odbywać pojedyncze,  wybrane fragmenty. Otwierający „Rómpeme” (słychać m.in. odgłosy intensywnie tłuczonego szkła) zapowiada, że nie będzie to łatwa podróż pod względem intensywności zestawianych ze sobą faktur, nagrań terenowych czy też zdekomponowanych lub skomponowanych struktur. Ten zestaw utworów powstał na podstawie dźwiękowej antologii Meksykanki.

Angélica Castelló, fot. Monika Gold

Duże wrażenie zrobił na mnie fragment „Ira” mogący przypominać pobyt w jakiejś fabryce z potężnym industrialnym tłokiem bezlitośnie miażdżącym wszystko na swoje drodze, gdzie z niedookreślonego tła przedziera się wrzawa zbiorowych okrzyków oraz noise’owe chroniczne zgrzyty. „Ma fin” otula niespodziewanie lekkością ambientowej serpentyny, szepczących cykad i cichymi recytacjami po hiszpańsku.

Cykady mkną dalej w „Sicilia”, lecz są zderzane z jakąś nierozpoznaną emanacją „cyfrowego wiatru” i pomrukami w języku francuskim oraz odgłosami szumu fal radiowych. W „Gracias” z kolei kołyszące dźwięki chlupoczącej wody przenika ptasi i ludzki śpiew. Ten drugi, jakby wydobywający się z morskich głębin. Takie podwodne libretto o hipnotycznym syrenim powabie. Szorstkie „Muérete” jest jednocześnie silnie abstrakcyjne, a z drugiej strony odzywa się tu przyziemne ujadanie psa. „Silver” zamyka stronę A. Tu również można wyróżnić odgłosy padającego deszczu przesiąknięte zaś noise’owymi klastrami, w które zostały powtykane rozmaitych drobiny brzmieniowe.

Drugą stronę rozpoczynają w „Tombeau 1” klawesynowe repetycje powolnie transformujące do postaci romantycznego szumu. „Tombeau 2” to przeskok w zupełnie inną przestrzeń z nieco złowieszczo trzaskającym dźwiękiem palącego się ogniska (?) i podmuchem przeszywającego świstu wiatru. Ekspresyjne bicie dzwonów w „Bells” – np. z wież kościelnych – w surrealistycznym zestawieniu z ambientową delikatną elektroniką. Piękne ptasie trele wraz z fortepianową improwizacją zawinięte w drone’ową powłokę i spadającymi kroplami deszczu unoszą naszą wyobraźnię w „Un enfant”.

fot. Monika Gold

Odległe brzmienie fortepianu utrzymuje się w „Un homme” z zapętlonym kobiecym śpiewem operowym i orkiestrą w postaci cykad. Jeden z najpiękniejszych fragmentów z tego albumu. Podobnie również „Llorona”, w którym z dużą lekkością opadają przekleństwa w języku włoskim i towarzyszący im melancholijny szelest (czego?). Wieje tu – i nie tylko – hauntologią z rejonów projektu The Caretaker. Zamykający „Chanson triste” zalewa totalnie nasze zmysły ptasio-cykadową orkiestrą sprzęgniętą z dźwiękami zdeformowanej gry ludzkiej orkiestry. Wszystko jest tu niesamowicie płynne, abstrakcyjne i nie do końca łatwe do określania, opisania.

Niech każdy zinterpretuje po swojemu ów „koniec”, podany przez Angélikę Castelló na „Catorce reflexiones sobre el fin” w czternastu różnych odsłonach. Według mnie całość wyśmienicie pracuje wewnątrz tej soundartowej kuli kosmicznych doznać dźwiękowych.

Gruenrekorder

Melissa Pons & Nils Mosh – „Of Wolves and People” (Gruenrekorder | lipiec 2023)

Muszę przyznać, że pierwszy raz się stykam się z dorobkiem tych artystów. Melissa Pons to portugalska – jak siebie określa – rejestratorka dźwiękowa i sound designerka. Wkrótce po ukończeniu produkcji muzycznej i technologii w Porto, jej rodzinnym mieście, przeniosła się do Sztokholmu, gdzie rozpoczęła pracę w skandynawskim przemyśle filmowym z renomowanymi domami post produkcyjnymi jako dźwiękowiec. Później korydnowała i zajęła się udźwiękowieniem filmu „Ghabe”, za który otrzymała nagrodę ECA za najlepszy dźwięk. W 2021 roku Pons znalazła się na krótkiej liście Best Field Recordist w pierwszej edycji Sound of the Year Awards, mając wówczas na koncie opublikowane cztery albumy z nagraniami terenowymi zrealizowanymi w Brazylii, Szwecji i Portugalii. Jej wydawnictwa można znaleźć również w katalogu wytwórni Dragon’s Eye Recordings.

Melissa Pons, fot. mat. prasowe

Nils Mosh również jest rejestratorem terenowym, a także artystą dźwiękowym i projektantem z Essen w Niemczech. Odwiedzając różne miejsca wsłuchuje się w nie w kontekście społecznym oraz bada je pod kątem interakcji między naturą a wpływami człowieka. Fascynują go szczególnie wilki i pierwszy raz je spotkał w 2017 roku. Owocem tej sytuacji jest nagranie „Das Team”, które zdobyło drugą nagrodę podczas międzynarodowego konkursu stacji radiowej „60 secondes” w Kanadzie.

Poza tym wykłada tematykę nagrań terenowych na uniwersytetach w Darmstadt i Düsseldorfie, prowadzi swój blog Sound of Essen oraz wykorzystuje swoje prace w formie sztuki użytkowej dostarczając efektów dźwiękowych do gier komputerowych i filmów.

Nils Mosh, fot. Sofia Brandes

Pons i Mosh spotykają na wspólnym winylowym wydawnictwie „Of Wolves and People”. Prace nad tym materiałem rozpoczęli w 2019 roku drogą online – wymieniając się plikami. Podczas gdy Melissa śledziła wycie wilka iberyjskiego w Portugalii, Mosh skupił się na jednym konkretnym szarym wilku w Niemczech. Wynikiem tego są dwie ponad dwudziestominutowe kompozycje.

Pierwsze nagranie należy do Pons i nosi tytuł „Lament of the wolf”. Przy opisie tego fragmentu pojawia się rys historyczny odnośnie tego pięknego zwierzęcia, pokazujący jego negatywny wizerunek często utożsamiany z diabłem i nieczystymi mocami, przez co był w Europie przez wieki nieustannie ścigany oraz wielokrotnie publicznie torturowany itd. W ostatnich dziesięcioleciach w Portugalii populacja wilka iberyjskiego odnotowała oszałamiający spadek, spychając pozostałe watahy na północ od Rio Douro, podczas gdy kiedyś zamieszkiwały one prawie cały kraj. Z tego, co wyczytałem, są wdrażane działania ochronne poprzez uwrażliwianie, edukację i wprowadzenie zrównoważonych metod. I nie ma znaczenia pod jaką szerokością geograficzną jesteśmy, to wszędzie – nie tylko w Polsce (!) – mimo starań wyspecjalizowanych organizacji wciąż obraz wilka spotyka się z wątpliwościami i oporem w niektórych regionach.

Pons spędziła wiele dni w Iberian Wolf Recovery Center położonym niedaleko Lizbony, gdzie uczyła się od personelu zachowań i obserwacji wilków, oczywiście nagrywając je od późnego wieczora do wczesnego poranka, próbując wyczuć ich rytm. Ich imiona to: Minho, Gardunha, Arga, Lobito, Nave, Gerês, Malcata, Regoufe, Nogueira, Freita, Faia, Bolota.

„Lament of the wolf” jest złożoną kompozycją opartą o nagrania terenowe – oczywiście z wplecionym wyciem wilków, ich szczekaniem i „oddechem” pulsującej nocny. Bardzo ciekawie, wręcz filmowo wypadają momenty zestawienia instrumentów smyczkowych z pojękiwaniem, skomleniem czy po prostu zbiorowym „gaworzeniem” wilków. W okolicy dziesiątej minuty nadciąga temat – i trwa już niemal do końca – jakiego nie powstydziłby się chociażby Jóhann Jóhannsson, a nawet mam przebłyski związane z muzyką Ryūichiego Sakamotom, Alva Noto i Bryce’a Dessnera do filmu „Zjawa” w reż. Alejandro Gonzáleza Iñárritu.  Na końcu nie mogło zabraknąć bohaterów / bohaterek tego albumu, czyli ponownego wycia wilków, które chyba są najmocniej słyszalne w tym momencie, z ich wysokimi – piskliwymi tonami, układającymi się w wilczą, gardłową awangardę.

Z kompozycją Mosha „GW954f” przenosimy się do świata wilków w Niemczech. Jest to w zasadzie kolaż nagrań terenowych i fragmentów wywiadów. Jak czytamy w tekście towarzyszącym, wilk wrócił do Niemiec w Zagłębiu Ruhry. Terytorium GW954f aka „Gloria von Wesel” to zróżnicowany obszar zdominowany przez górnictwo, przeplatany magicznymi krajobrazami jezior z nieczynnymi piaskowniami, renaturyzowanymi lasami, aktywnym przemysłem, pastwiskami i wsiami. Wilk jest rzadko widziany, ale kiedy już się pojawi, można go zobaczyć na niewyraźnych zdjęciach z telefonu komórkowego lub na fotopułapkach, które stoją blisko siebie między płotami chroniącymi owce.

Mosh stawia wiele ciekawych i dających do myślenia pytań, typu: Co znaczą dla wilczycy odgłosy wydawane przez ludzi, takie jak taśmociągi i koparki w piaskowni? A jak dla okolicznych mieszkańców brzmi powrót wilka po 160 latach w Zagłębiu Ruhry? Czy słuchają śpiewu słowików, czy przeszkadzają im hałaśliwe prace budowlane przy wilczym płocie ochronnym? I czy już dziwny ryk jelenia w duecie z krzykiem puszczyka nie działa im na nerwy, wiedząc, że gdzieś w ciemności czai się wilk?

Wielobarwny pejzaż dźwiękowy Zagłębia Ruhry uzupełniają wywiady z mieszkańcami wilczego terytorium. Właściciele koni, obrońcy przyrody, pasterze i wielu innych opowiada o swoich obawach, podejrzeniach i zmianach w regionie. I może nie chodzi tylko o wilka. Początkowo Mosh chciał tam pojechać tylko po to, by nagrać słowika. Ale podczas swojej pierwszej wizyty zakochał się w krajobrazie Kirchheller Heide i stało się to jeszcze bardziej ekscytujące, gdy dowiedział się, że w okolicy znów jest wilczyca. W ciągu trzech lat Mosh odwiedził wielokrotnie terytorium GW954f i jego stado. Zaangażował się w ochronę wilka, m.in. budując ogrodzenia dla nich z organizacją WikiWolves e.V., której motto brzmi: „Ochrona pasących się zwierząt to ochrona wilków” i bardzo dużo czasu spędził na rozmowach z działaczami ochrony przyrody z tego regionu, a w tle mamy tak naprawdę wrzący konflikt społeczny miejscowej ludności miast i wsi.

Kompozycja Mosha jest żywą tkanką, dźwiękowym dokumentem po części reportażem, a może nawet słuchowiskiem. Gęsto brzmiący rechot żab symbolizuje coś więcej niż tylko audialny wymiar populacji tych płazów, odczytuję go jako lament nad wdzierającą się wszędzie i zawsze ludzką ręką, w tym przypadku chodzi m.in. o intensywne prace wydobywcze, dewastujące ekosystem na wiele sposobów. W końcowych minutach wybrzmiewa przetworzony ryk krów nasycony industrialnym pogłosem, a także głębią wyrazu w otoczeniu ptasich śpiewów, wyjących wilków i fragmentów wypowiedzi. Symfonia grozy i rozpaczy nad stanem świata.

Wsłuchajcie się w ten nietuzinkowy album. „Of Wolves and People” zaprasza do jakże niepopularnej tematyki, pobycia bliżej zagrożonej natury, jednocześnie dając nam przestrzeń na myślenie i odczuwanie. Być może prace Melissy Pons oraz Nilsa Mosha zainspirują nas wszystkich do szerszego spojrzenia na własne podwórko i dostrzeżenia problemów.

Gruenrekorder | lipiec 2023


Strona Gruenrekorder: https://www.gruenrekorder.de/

Strona FB: https://www.facebook.com/gruenrekorder

Strona Melissy Pons: http://www.melissapons.com/

Strona Nilsa Mosha: http://www.nilsmosh.com/

Strona Angélica Castelló: https://castello.klingt.org/

 







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy