Wręcz przeciwnie. Jamajskich brzmień tu nie znajdziecie. Z kolei dance’owych – całą paletę.
Po kapitalnej EP-ce „Territory” francuski duet The Blaze powrócił z nowym wydawnictwem, którym jest debiutancki album „Dancehall”. Opisując jego muzyczną zawartość należałoby jednak odciąć „hall”. Jamajskich brzmień tu bowiem nie znajdziecie. Z kolei dance’owych – całą paletę.
Od czasu sukcesu „Territory”, na której dance mieszał się z poruszającym emocjonalnie klubowym klimatem (utwór tytułowy, „Juvenile”) albo lekko bujającym housem (świetny „Virile”, „Sparks & Ashes”), The Blaze określani byli jako nowa jakość w klubowych brzmieniach. Energetyczna rytmika, melodyjne linie i charakterystyczne zmiksowane wokale kuzynów tworzących ten duet czyli Jonathana i Guillaume’a Alric, stały się ich muzyczną wizytówką, przyciągając sporą rzeszę oczarowanych fanów.
Debiutancki longplay stanowi kontynuację muzycznej drogi obranej przez The Blaze. W pierwszej kolejności zdecydowali się na zgłębianie tego co w ich muzyce radosne, ciepłe, energetyczne. „Dancehall” pełna jest przyjemnych beatów owiniętych pozytywnie nastrajającymi melodiami. Taki dokładnie jest otwierający „Opening”, singlowy „Heaven”, romantyczny „She” czy „Places”, utrzymany w konwencji downtempo i pop.
Druga strona muzyki The Blaze to przeciwność tej delikatnej stylistyki. Odmianę tą przynosi pobudzający „Rise”, w którym wokalne wstawki zastosowane zostały wyłącznie w tle. Po nim The Blaze proponują nieco chłodniejszy house’owo – dance’owy klimat, którym wybrzmiewa „Runaway” i „Breath”. Surowe i głębsze bity manifestują swoje oblicze na tle emocjonalnych tekstów („There is a chance for every heart to find love / There is some hope for every thing you’re dreaming of / There is a smile on every child, their eyes are glow / There is a mystery to life, someday we’ll know”). Kulminacją tego jest utwór „Queens”, którego emocjonalność podkręca dodatkowo opublikowany niedawno wideoklip, w którym przedstawiono skrajne uczucia, od radości i upojenia po agresję, stratę i rozpacz.
Emocjonalny pył opada nieco w „Faces”. Na krótko. Album zamyka bowiem instrumentalny „Mount”, pretendujący przy tym do najciekawszego utworu z płyty. Niepokojące dźwięki pianina budują w trakcie trzech minut niebywale dojmujące napięcie, przenikając wręcz pod skórę słuchacza. Wreszcie spajają się z dręczącymi basami i ciężkimi bitami. Gdy zamilknie ostatni klawisz to już nie pył, a kurz zacznie opadać niczym w klatkach wyświetlanych w spowolnieniu. Dreszcz na skórze podczas tego epickiego finiszu nie powinien nikogo zaskoczyć.
I niech to będzie najlepsza rekomendacja na pierwszy koncert The Blaze w Polsce, którzy na zaproszenie agencji Go Ahead wystąpią w warszawskim klubie Stodoła 19 marca 2019 r. Bilety na to wydarzenie są już dostępne w sprzedaży i polecam się spieszyć, bo choć do terminu koncertu jeszcze trochę to obstawiam, że wyprzedadzą się na długo wcześniej. Szczegóły koncertu The Blaze znajdziecie w linku poniżej.
Szczegóły koncertu The Blaze w warszawskim klubie Stodoła | 19 marca 2019 r.
7 września 2018 | Animal63
Profil The Blaze na Facebooku »
Profil Animal63 na Facebooku »
Jamajskie brzmienia Guillaume robił niegdyś jako Mayd Hubb, polecam kanał na YT 🙂
Fantastyczna płyta. A ostatni „Mount” mnie morduje emocjonalnie i estetycznie. Mistrzostwo!