Słynna brytyjska formacja zawita do Polski już 3 grudnia.
Tagdance (17 wszystkich)
Caribou – Suddenly
Co nagle, to po diable?
Desire Marea – Desire
To nie pierwszy taki przypadek.
Klein, Loraine James oraz Brittany Howard
Abordaż.
Jenny Hval – The Practice of Love
Niski próg trudności.
Tsvey – O
Trzy razy „bez”.
The Cinematic Orchestra, Catz n Dogz, Placid Angels i A Man Called Adam
Cztery długo wyczekiwane powroty.
The Blaze w Warszawie!
Francuski duet The Blaze wystąpi w Warszawie już 19 marca 2019 r. !
The Blaze – Dancehall
Wręcz przeciwnie. Jamajskich brzmień tu nie znajdziecie. Z kolei dance’owych – całą paletę.
Po kapitalnej EP-ce „Territory” francuski duet The Blaze powrócił z nowym wydawnictwem, którym jest debiutancki album „Dancehall”. Opisując jego muzyczną zawartość należałoby jednak odciąć „hall”. Jamajskich brzmień tu bowiem nie znajdziecie. Z kolei dance’owych – całą paletę.
Maribou State – Kingdoms in Colour
„Darjeeling Limited” i całkiem zwyczajne przyjemności.
Ponad 3 lata po debiutanckim „Portraits”, brytyjski duet Maribou State, tworzony przez Chrisa Davidsa i Liama Ivory’ego, powraca ze swoją drugą długogrającą płytą – „Kingdoms in Colour”, wydaną przez Counter Records, spółkę – córkę Ninja Tune.
Bloki – Bipolar
Poznańskie bloki.
Hieroglyphic Being, Sarathy Korwar & Shabaka Hutchings – A.R.E. Project
Takich dwóch, jak ich trzech, to nie ma ani jednego.
Bicep – Bicep
London calling!
Bicep, londyński duet tworzony przez pochodzących z Belfastu producentów Matta McBriara i Andy’iego Fergusona, debiutuje wreszcie długogrającym albumem nazwanym po prostu „Bicep”. Wreszcie, bo działalność duetu to już 10 lat pracy w elektronicznym świecie. Przez ten czas zrobili bardzo wiele m.in. założyli i prowadzą świetnego muzycznego bloga Feelmybicep, współpracowali m.in. z Simian Mobile Disco, Disclosure czy Blood Orange i wreszcie bardzo aktywnie działali koncertowo. W 2015 wydali EP-kę „Just”, z której utwór tytułowy został uznany przez Mixmag i DJ Mag’s najlepszym klubowym utworem 2015 r. Mimo to płytę długogrającą wydali dopiero teraz. Wystarczy jednak jej jedno przesłuchanie by zrozumieć czemu. Na stworzenie materiału na tak wysokim poziomie artystycznym potrzeba po prostu trochę czasu.
Maya Jane Coles – Take Flight
Nowa płyta Mai Jane Coles zat. „Take Flight”, z którą powraca pod swoim nazwiskiem po czterech latach przerwy od jej debiutanckiego albumu „Comfort” (choć w 2015 r. wydała jeszcze materiał pod aliasem Nocturnal Sunshine), to muzyczna opowieść w dwóch częściach. Podczas gdy giganci tego gatunku próbują „powrócić” do muzycznego świata, wypuszczając co i raz kolejny nudny i wtórny materiał (niestety), Maya Jane Coles z wytwornością właściwą co najmniej królowej brytyjskiej daje w pierwszej części jasny przekaz: „Psss, teraz ja tu będę rządzić.” Co ciekawe, zrobienie dobrego trip-hopu wyszło jej znakomicie, mimo, że w tej konwencji utrzymana jest tylko pierwsza część płyty. W drugiej Maya znów oryginalnie i soczyście eksploruje klubowe brzmienia.
Kelly Lee Owens – Kelly Lee Owens
Wszystkie grzechy debiutu.
Giorgio Moroder – Déjà Vu
Miałeś, Giorgio, złoty róg. Ostała ci się ino piszczałka.
Parov Stelar Trio – The Invisible Girl
Wielbiciele twórczości Marcusa Füredera nie muszą się obawiać – album ten jest kolejną wywrotką syntezy brzmień klubowych ze swingującymi dęciakami, która wsypana do imprezowej playlisty skutecznie uchroni noc przed nudą