Nowości płytowe z Bongo Joe Records, Crammed Discs i Glitterbeat Records.
Yalla Miku – „Yalla Miku” | Bongo Joe Records, marzec 2023
Na pierwszej płycie grupy Yalla Miku doszło do styku muzyków z Afryki Północnej i Wschodniej z reprezentantami współczesnej eksperymentalnej sceny szwajcarskiej, genewskiej. To miasto może przywodzić różne skojarzenia – nowoczesne wieżowce o strzelistych konstrukcjach, luksusowe butiki, a także miejsce posiadające jedne z najpotężniejszych instytucji finansowych. Ale Genewa to również wielokulturowość. Pod płaszczykiem pocztówkowego lukru i bogactwa tętni muzyczne podziemie ze skłotami na czele. Nie brakuje też północnoafrykańskich restauracji czy miejsc spotkań artystów i aktywistów. Na pewno jedną z takich lokalizacji jest sklep, wytwórnia i kawiarnia Bongo Joe Records z widokiem na rzekę Rodan. I co ciekawe, członkowie Yalla Miku poznali się podczas jednego z wydarzeń organizowanych w kawiarni Bongo Joe.
W składzie grupy mamy założyciela Bongo Joe Cyrila Yeteriana (banjo, gitara elektryczna, głos), Cyrila Bondiego (perkusja, głos), Simone Aubert (syntezator, gitara, głos), Vincenta Bertholeta (bas, głos). Dwóch ostatnich muzyków znamy z post-disco electro popowego duetu Hyperculte i znakomitej Orchestre Tout Puissant Marcel Duchamp. Dołączyło do nich trzech muzyków-imigrantów: Marokańczyk Anouar Baouna (guembri, krakeb, loutar), Erytrejczyk Samuel Ades (krar) i Algierczyk Ali Bouchaki (darbouka, bendir).
Bazę dla tych ponad trzydziestu minut muzyki stworzyli artyści urodzeni na Zachodzie (poza jednym wyjątkiem, Yeterian urodził się w Bejrucie), a trzej pozostali muzycy spoza zachodniego kręgu kulturowego opowiedzieli na to własną historią zakorzenioną w ich tradycjach. Chodziło też o wyeksponowanie a nie chowanie kontrastów, zrobienie miejsca na pełną wypowiedź każdego z nich, na pokazanie odrębności. – „Próba zrozumienia i przystosowania się do tej muzyki była dla nich trudnym wyzwaniem, a w pewnym sensie jest to metafora trudności, jakie napotkali w życiu podczas osiedlania się w Europie” – wyjaśnia Yeterian.
Słychać tu – np. w nagraniu „Asmazate” – rzadko spotykany instrument krar, na którym gra Ades, to tradycyjna lira pochodząca z Etiopii i Erytrei. Historia tego muzyka jest dramatyczna, gdyż po przybyciu do Szwajcarii trafił do obozu dla imigrantów i mieszkał tam w opłakanych warunkach. Udało mu się ukryć ten instrument poza obozem, gdzie muzyka nie była dozwolona, i od czasu do czasu grał dla swoich przyjaciół. – „Pewnego dnia śmieciarka wzięła krar za jakiś bez użyteczny odpad i go zniszczyła. To był bardzo tragiczny moment” – wspomina Ades.
Yalla Miku to bardzo ciekawa zbitka słów: „Yalla” – arabskie słowo wyrażające entuzjazm lub zachętę, podczas gdy „Miku” to nazwa hologramu japońskiego oprogramowania Vocaloid, symbolizującego zarówno tradycyjny, jak i futurystyczny świat, w którym funkcjonuje ich muzyka.
Uwagę przykuwa płynność i swoboda przechodzenia między różnymi muzycznymi światami, więc gnawa nasiąka electro, house’owym i krautrockiem groove’em, a gdzie indziej czuć nawet punkową energię. Brzmienia tradycyjnych instrumentów – i płynący z nich algierski, erytrejski, marokański folk – wnikają głęboko w struktury współczesnych środków wyrazu, i na odwrót. Już otwierające nagranie „Premier du matin” przywodzi na myśl roztańczoną i wielobarwną muzykę tria Fanfara Station. A to dopiero początek. Nie przeoczcie tego wydawnictwa!
La Tène – „Ecorcha/Taillée” | Bongo Joe Records, luty 2023
Gdy się zagłębimy w nagrania szwajcarsko-francuskiego La Tène to bez większego problemu – poza oczywistym geograficznym punktem styku (Genewa) – odnajdziemy wspólną przestrzeń z Yalla Miku. Łącznikiem jest postać perkusisty Cyrila Bondiego. Oprócz niego trzon grupy stanowią Alexis Degrenier (hurdy-gurdy) i Laurent Peter (aka D’incise / Tresque, elektronika, harmonium). Pierwszy swój album „Vouerca/Fahy” wydali w 2016 roku. Łącznie wypuścili cztery wydawnictwa, z czego najnowsze i tegoroczne nosi tytuł „Ecorcha/Taillée”.
Nowe kompozycje przyniosły również poszerzony skład. Do wspomnianej trójki dołączyli Cohorts Jacques Puech (cabrette – mała duda kojarzona z regionem Auvergne we Francji), Louis Jacques (cabrette i większa, 23-calowa duda), Guilhem Lacroux (gitara 12-strunowa) i Jérémie Sauvage (bas).
Muzycy tradycyjnie prezentują na swoich płytach długie formie, co potwierdza „Ecorcha/Taillée”. W La Tène ścierają się różne wizje i doświadczenia, chociażby te wyniesione ze sceny muzyki improwizowanej, jazzowej i elektronicznej, a także – a może przede wszystkim – sięgające tradycyjnej instrumentacji ludowej. Już sama nazwa zespołu odwołuje się do okresu kulturowego obejmującego kilka wieków późnej epoki żelaza, po raz pierwszy zdefiniowanego w połowie XIX wieku po lawinie odkryć archeologicznych na terenie Szwajcarii.
Materiał na „Ecorcha/Taillée” został nagrany na tzw. „setkę” na obrzeżach Clermont-Ferrand, w Le Gamounet: stodole przekształconej w salę balową i centrum kultury, które istnieje w celu promowania muzyki ludowej tego regionu, Owernii. W dwóch długich kompozycjach czuć ziemistość oraz dokopywanie się do korzeni, ale nie karczowanie i dewastowanie ustalonych porządków przez naturę – raczej szukanie harmonii, inspiracji, kontaktu z czymś pierwotnym.
Minimalistyczne, powolnie rozwijacie się harmonie pęcznieją z minuty na minutę, szczególnie w „L’Ecorcha”. Współczesny wkład Current 93 jest w zasadzie żaden, dlatego warto się wgryźć w to, co robi La Tène. Choć mogą tu się kłócić kwestie wiary, bo wśród inspiracji muzycy La Tène wymieniają między innymi chrześcijańską pieśń zatytułowaną „La Passion” i zarejestrowaną w 1883 roku przez francuskiego folklorystę Félixa Arnaudina.
Bawią się również skojarzeniami na poziome tytułów kompozycji, gdzie L’Ecorcha to zniszczony przez osuwisko las w Alpach Szwajcarskich. Muzycznie „La Taillée” z kolei pokazuje bardziej taneczne oblicze grupy. To branie się za bary z chocholą poświatą, gdzieś pośród leśnej gęstwiny, poza rzeczywistością, a jednak ze wzrokiem jednocześnie skierowanym w obuch kierunkach.
Acid Arab – „٣ (Trois)” | Crammed Discs, luty 2023
W tym roku mija siedem lat od wydania debiutanckiego krążka francusko-algierskiego kolektywu Acid Arab „Musique de France”. Później ukazała się płyta „Jdid” (2019), a całkiem niedawno pojawił się album „٣ (Trois)”.
Początkowo był to duet założony w 2012 roku przez paryskich DJ-ów: Guido Minisky’ego i Hervé Carvalho. Po jakimś czasie dołączyli do nich Pierre-Yeves Casanova, Kenzi Bourras i Nicolas Borne. Do stworzenia nowych kompozycji zaprosili ośmiu wokalistów (w tym dwie wokalistki) z Afryki Północnej, Syrii i Turcji, a wśród nich: Wael Alkak, Cem Yildiz, Ghizlane Melih, Khnafer Lazhar, Sofiane Saidi, Fella Soltana, Cheb Halim i Rachid Taha (nagrany głos jeszcze za jego życia). Zacieranie muzycznych granic i pędzenie stylistyczno-kulturowym slalomem jest głęboko wszczepione w DNA Acid Arab. – „Staramy się nie powtarzać tej samej formuły z albumu na album” – mówią muzycy, dodając: „To rzeczywista współpraca z zaproszonymi artystami napędza nas do rozszerzenia koncepcji”.
„٣ (Trois)” pomieściło mnóstwo wpływów/tradycji, od algierskiej gasba i raï, anatolijskiego trance’u, roztańczonego dabke, aż po techno, electro, kwaśną psychodelę czy house. Niektórzy zaproszeni goście to już stali współpracownicy Acid Arab, m.in. Sofiane Saidi oraz turecki multiinstrumentalista i wokalista Cem Yildiz. Obu znanym z „Musique de France”. Tego drugiego słyszymy w nagraniu „Döne Döne” nawiązującym do ceremonii z tradycji alewickiej, mistycznego rytuału znanego jako Cem, od którego Yildiz wywodzi swoje imię, które wymawia się jako „djem”.
Syryjski wokalista Wael Alkak w „Ya Mahla” z kolei wyśpiewuje bardzo ważne słowa napędzane klubową energią: „Cóż za piękne słowo „Wolność” / Pozdrawiam lud arabski / Cóż za piękne słowo „Wolność” / Pozdrawiam arabskich rewolucjonistów”. Mistycznie z kolei zabrzmiała Ghizlane Melih w „Habaytak” wywodząca się z kultury raï, a konkretnie przedstawicielka aroubi, gatunku muzycznego głęboko zakorzenionego w algierskich tradycjach wiejskich.
W kompozycji „Gouloulou” słychać Fellę Soltanę (wcześniej znaną jako Fella Ababsa) – to była gwiazda algierskiej sceny raï w latach 90., która zakończyła swoją karierę w 2018 roku. Niestety w tym samym roku odszedł wielki Rachid Taha i to jego głos został uwieczniony w znakomitym nagraniu „Rachid Trip” dopływającym do źródeł Detroit techno. Przedłużeniem lotu nad Detroit jest „Emo” z zakrzywioną wokalizą Bourrasa. Domykający całość instrumentalny „Sayarat 303 part II” to rzut skojarzeniem w rejony „Sayarat 303”, czyli kompozycji z „Musique de France”.
Un, deux, „٣ (Trois)” bierzcie i tańczcie, ale jak kto woli, ponieważ można obcować z tą muzyką również w pozycji horyzontalnej, leżąc na kanapie i w ten sposób podróżować po wielu zakamarkach świata. Dzięki Acid Arab można być jednocześnie w klubie i gdzieś w małej chatce na algierskim pustkowiu. Taki wyczyn nie udaje się każdemu.
King Ayisoba – „Work Hard” | Glitterbeat Records, luty 2023
Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym, co słychać u Króla, a jak się okazuje – po tych sześciu latach od poprzedniego albumu „1000 Can Die” – King Ayisoba jest w świetnej formie i nie ma zamiaru spocząć na laurach. Na „Work Hard” wspierają go różnicy producenci, wokaliści i niezawodny Arnold de Boer (Zea, The Ex). Nowy materiał powstał w zupełnie innych okolicznościach niż wcześniejsze płyty. Na ten proces znacząco i ostatecznie wpłynęła pandemiczna rzeczywistość. Ayisoba musiał bardziej skupić się na możliwościach wokół siebie, czyli w Ghanie. Większość nagrań i miksów została wykonana w Top Link, studiu Francisa Ayamgi na wzgórzu w Bongo, miasteczku położonym w północno-wschodniej części Ghany, graniczącej z Burkina Faso. Ayamgiego i jego studiu można zobaczyć w klipie do „Bossi Labome”.
„Work Hard” opowiada też o nieustannie silnej relacji między Ayisobą a Katzwijn Studios w Voorhout; miejscem gdzieś na uboczu w południowej Holandii. Będące jednym z ostatnich bastionów holenderskiego undergroundu i schronieniem dla wielu kreatywnych przedsięwzięć. Mówi się, że działania skupione wokół Katzwijm otwarcie doprowadziły do odrodzenia holenderskiej alternatywnej muzyki gitarowej w ostatniej dekadzie. Ayisoba postrzega Katzwijm jako dom z dala od swego domu. Wielokrotnie tam King rejestrował swoje nagrania.
Na „Work Hard” – poza sporą dawką cyfrowych beatów – nie brakuje też dzikich tradycyjnych brzmień kologo, myśliwskiego rogu do (gra na nim Adortanga), fletów czy bębnów. Róg słychać na przykład w „People Talk Too Much”, gdzie całe szaleństwo dopełnia śpiew w językach frafra i twi (m.in. mamy tu Ayuune Sule). Król jak zawsze porusza w swoich tekstach ważne kwestie społeczne chociażby związane z prawami kobiet, a także uderza w rządzących jego krajem.
Muzycznie jest tu bardzo gęsto, wiele się dzieje na poszczególnych płaszczyznach czy to wokalnych, czy instrumentalnych. Mam wrażenie, że elektroniczna narośl doskonale spaja całość. Nie jest rodzajem pasożyta, który wyciąga do ostatniej kropli energię. Udało się zachować balans między tradycją a współczesnością. I świetnie to obrazują kompozycje „Tribe” (feat. O.C. Akomfem & Shiallo) i „Buri Mallima (feat. Gulkanates)”.
„Work Hard” odbieram jako duży skok w przyszłość dla dokonań Kinga Ayisoba, to wydeptywanie i jednocześnie umacnianie obecnego oblicza zachodnioafrykańskiej muzyki. A wściekłe wokalizy niech ryczą i niosą się echem na cały świat!