Wpisz i kliknij enter

Latarnik – Marianna

Miękkie podbrzusze.

Marek Pędziwiatr powinien natychmiast kojarzyć się z wielokrotnie opisywanymi na Nowej Muzyce zespołami EABS i Błoto. Nie wolno pominąć jego udziału w fantastycznej płycie zespołu Jaubi. Tego utalentowanego muzyka do tej pory mogliśmy słuchać właśnie w większych składach, a dziś – jako Latarnik – debiutuje sam w towarzystwie fortepianu. Album „Marianna” jest poświęcony jego prababci.

Marianna urodziła się jako Mazurka w 1898 roku. Rodzina, w której przyszła na świat posługiwała się językiem polskim i niemieckim. Młodość jej nacechowana była łączeniem wiary katolickiej z wiarą w pradawne gusła. Z informacji prasowych wynika, że potrafiła leczyć ludzi, zajmowała się zielarstwem, a własną filozofię oparła na mądrościach ludowych, czyli musiała być postacią barwną. Nic dziwnego, że Pędziwiatr postanowił o niej opowiedzieć, choć w życiu się nie spotkali, gdyż nasza bohaterka zmarła przed narodzinami muzyka.

Powyższego z muzyki na płycie „wyczytać” się nie da, ale dorosły los bohaterki już tak. Latarnik przygotował album, który utwór po utworze zabiera nas w podróż po ważnych wydarzeniach jej życia. Tytuły jedynie naprowadzają. Słuchamy więc muzyki unikającej wszelkich popisów czy szarż. „Marianna” rozpoczyna się od razu wyraźnego momentu w postaci „Maradki”. Latarnik stawia mocniejsze akcenty, ale nie zaburzają one nastroju całości.

Dalej jest inaczej. Zwiewna, pełna energii oraz – powiedzmy – rozmachu „Panna” wznosi się. Ale życie nie składa się z samych blasków przecież. W tym miejscu warto skupić się na „Głodzie”. Ten utwór jest jednym z najlepszych, gdzie nie liczy się sama techniczna sprawność czy czystość gry, a i dostrzec można luki w spójności, co przy całości nie ma przecież znaczenia. Skoro w ten intymny moment włożone są duże emocje.

Ich natężenie jest łatwo namacalne również w „Strachu 1945”. Chwilę po tym pojawia się bardzo liryczne „Wspomnienie”. Sama Marianna jest również obecna. Słyszymy ją choćby na koniec fascynującego „Berlina”. No i ten koniec, gdzie melodia sączy się zza półprzymkniętych powiek – „Zniknięcie” się nazywa i to dobre słowo na podsumowanie tej płyty. Marek Pędziwiatr odsłonił swoje miękkie podbrzusze dowodząc tym swojej artystycznej odwagi. Dobrze, że nie usunął ze swej muzyki niepokoju.

Astigmatic | 2022
Bandcamp
FB
FB Astigmatic







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

3 pytania – Avtomat

W naszym cyklu mikrowywiadów gościmy prawdziwego „człowieka orkiestrę”.