Soundtrack do niepokoju.
Gdy w 2018 roku ukazał się debiutancki album gdańskiego duetu Stefana Wesołowskiego i Piotra „Hatti Vatti” Kalińskiego oboje byli niedługo po premierach bardzo dobrze przyjętych solowych odsłon. Stefan wydał „Rite Of The End”, które m.in. zostało polską płytą roku 2017 wg. Wyborczej, a Piotr wypuścił równie chwalony, niezwykle oryginalny formalnie „SZUM„. Dlatego też „Nanook of the North” było płytą tyleż zaskakującą, co wzbudzającą wysokie oczekiwania, którym zresztą sprostała z nawiązką. Mroźne, dronujące płaszczyzny niosły obezwładniający ładunek emocjonalny kreując unikatową jakość. Czy na kolejnym krążku twórcy idą utartymi ścieżkami?
W przeciwieństwie do pierwszego longplay’a producenci tworzyli muzykę na „HEIDE” w wynajętym domku, w lesie na północy kraju, a nie w Reykjaviku. Wydaje się jednak, że niuanse geograficzne nie były tu czynnikiem decydującym, bo nowy album w dalszym ciągu zamieszkuje te same tereny dźwiękowe. Niespełna 42-minutowy krążek składa się z kolejno ponumerowanych dziewięciu utworów, a główną różnicą w porównaniu do debiutu, a odciskającą niemałe na nim piętno jest gościnny udział mezzo-sopranistki Margarity Slepakovej, której ściana wokalna uderza słuchacza już w otwierającej kompozycji – klamrowo zresztą też domyka album. Najbardziej przeszywający głos rodem ze skandynawskiego horroru przynosi „Heide VII”, w którym wybrzmiewające głoski poddawane są preparacjom, natomiast bardziej klasyczne oblicze mezzo-sopranu bazylejskiej rezydentki otrzymujemy w „Heide IV”.
Poszczególne numery bardzo umiejętnie scalają dwa odmienne style gdańskich artystów. Jak w „Heide II”, gdzie zaczyna oszczędnie zapętlona figura klawiszowa przypisana harmonicznie do Kalińskiego, by niedługo zacząć się otulać mieniącym się dronem Wesołowskiego. W finale po wyciszeniu obu ścieżek nadlatuje przesterowany i skrajnie niepokojący syntetyczny dźwięk. Producenci potrafią powstrzymać się przed nadmiernym aranżowaniem, wielościeżkowością czy sięganiem po urozmaicone środki wyrazu. Jest powściągliwie, bywa dynamicznie, szorstko, nieczysto i bardzo dojrzale, a akustyka splata się tu synergicznie z syntetyką.
Drugie dzieło Nanook of the North, to z pewnością jeszcze bardziej mroczny, pierwotny i niepokojący materiał, niż debiut. Potencjał ilustracyjny tego krążka jest niebagatelny, a ładunek emocji jaki ze sobą niesie może przysporzyć niejednemu wrażliwcowi ekstremalnych doznań. Heide to po litewsku emisje, oczywiście w tym kontekście pole interpretacyjne jest ogromne, a ta podpowiedź może nas kierować zarówno w stronę ekologii i stronę emisji przemysłowych, jak i emisji pieniędzy… Bez względu jednak na, to co wyobraźnia podpowie słuchaczowi w czasie odbioru tego albumu, pewnym jest, że nie zostanie on obojętny, a o to chyba na końcu w sztuce chodzi?
24.06.22 | Denovali
https://denovali.com/nanookofthenorth/
https://www.facebook.com/NanookOTN/